czwartek, 9 października 2014

NA ZAKRĘCIE

Nicholas Sparks

   Miles Ryan, prowincjonalny szeryf, samotnie wychowuje dziewięcioletniego syna Jonaha. Jego życiową obsesją jest schwytanie człowieka, który przed dwoma laty potrącił jego żonę i uciekł z miejsca wypadku. Od śmierci Missy dręczą go wspomnienia: pochłonięty pracą i synem nie odczuwa potrzeby zbliżenia do innej kobiety. Romans z Sarą Andrews, która po nieudanym małżeństwie próbuje odbudować swoje życie, powoduje serię dramatycznych wydarzeń. Wzajemne wyobrażenia obojga zakochanych miłości, lojalności i zaufaniu do partnera zostają wystawione na ciężką próbę...


   Książka "Na zakręcie" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Nicholasa Sparksa. Od dawna słyszy się o popularności jego dzieł, lecz nigdy nie wpadł mi do rąk żaden z jego bestsellerów. Oczywiście oglądałam filmy, które zostały nakręcone na podstawie jego książek i owszem podobały mi się, ale filmy i powieści to całkowicie dwie różne rzeczy. Już długo nie czytam o typowej miłości z przewidywalnym szczęśliwym zakończeniem, z tego powodu, iż wolę nieoczekiwane zwroty akcji, wciągającą fabułę i ciekawych bohaterów, lecz dałam szansę Sparksowi.

   "Na zakręcie" dostałam w prezencie już bardzo dawno temu i przez ten czas książka leżała na półce i grzecznie czekała aż po nią sięgnę... i w końcu się doczekała. Pochłonęłam ją w 3 dni może nie dlatego, że byłam nią jakoś ekstremalnie zafascynowana, tylko po prostu dzięki zwykłemu nadmiarowi czasu. Oglądając "Pamiętnik" czy "Ostatnią piosenkę" byłam przekonana, że książki są w miarę dobre. No i miałam rację, w prawdzie nie jest to mój ulubiony rodzaj literatury lecz czytało mi się bardzo miło. Nie mówiąc już o zakończeniu, które naprawdę mnie zszokowało całkowicie, reszta powieści była dosyć przewidywalna.

   Miles i Sara to bajkowa para która dostaje gorzkie pigułki prawdy i codziennego życia z dnia na dzień w coraz większych ilościach. Bohaterowie walczą z przeszłością, ze straszną stratą żony, nierozwikłanym morderstwem, rozwodem, problemami z zajściem w ciążę. Bajkowa para radzi sobie ze wszystkim, aż tu nagle... BUM na jaw wypływa sekret tak straszny, iż wydaje się, że wszystko jest już doszczętnie zniszczone. Lecz jak to mówią prawdziwa miłość przetrwa wszystko czy przetrwała tym razem? Przekonajcie się sami.

   Bardzo podobał mi się wątek kryminalny, pokazanie jak policjant gryzie się nad nierozwikłaną sprawą. Zaskoczyło mnie także umieszczenie treści opowiadanych przez "mordercę" Missy, moim zdaniem świetny pomysł z ukazaniem wszystkiego z drugiej strony. 

  Podsumowywując Nicholas Sparks pisze miłe, łatwe do czytania książki, osobiście mam zamiar sięgnąć po jeszcze kilka jego dzieł, ponieważ mam nadzieję, że to nie najlepsza z jego powieści i czytając kolejne miło się zaskoczę umiejętnościami pisarza. 

piątek, 3 października 2014

GWIAZD NASZYCH WINA

John Green

   Śmierć to bardzo trudny i drażliwy temat, jednak wielu pisarzy decyduje się podjąć wyzwanie i poruszyć ten temat w swojej książce. Niestety z różnym skutkiem, ponieważ nie trudno popaść w banał. John green podjął się trudności tego zadania. Napisał powieść, która miała na celu ukazać życie osób chorych na raka takie jakim naprawdę jest. Jakby tego było mało zdecydował się zaadresować książkę do młodych czytelników.
   Historia opisana w książce z początku wydaje się prosta, zupełnie podobna do innych. Hazel Grace Lancaster ma 16 lat i raka, na grupie wsparcia spotyka chłopaka osiemnastoletniego Augustusa Watersa. Nie da się ukryć, że to nie jedyna powieść o śmiertelnej chorobie wśród nastolatków, a także o ich pierwszych miłosnych uniesieniach. Lecz jest coś co ja wyróżnia. Podejście Greena do tematu raka. Autor nie upiększa życia bohaterów, pokazuje jaka naprawdę jest codzienność ludzi z nowotworem. Nie pokazuje też nastolatków z chorobą rakową jako stulatków, którzy pozjadali wszystkie rozumy i nic na świecie nie zdoła już ich zaskoczyć, co w tego typu opowieściach jest bardzo częste. John Green pokazuje w książce prawdziwe życie, które nie zawsze ma szczęśliwe zakończenie, lecz mimo tego uczy nas, że można szczęśliwie brnąć przez kolejne dni, aż nadejdzie smutny koniec.

   Moją ulubioną postacią tej książki jest Augustus. Młody, przystojny, z dość osobliwym humorem bohater. jego metafory złapały mnie za serce. Ponadto Gus uwielbia wygłaszać monologi wyrażające jego pojmowanie świata. Nie oznacza to jednak, że autor stworzył chodzący ideał, jemu też zdarzają się chwile słabości i zwątpienia.

   Green w swojej książce poruszył jeszcze jedną istotną rzecz. Większość rodziców dla swoich dzieci chce jak najlepiej, szczególnie gdy dzieje im się coś niedobrego. Lecz trzeba uważać by nie popaść w nadopiekuńczość, bo w pewnym momencie dziecko odejdzie, a fakt, że życie toczy się dalej jest dla niektórych zbyt trudne i przytłaczające. Myślenie o swojej przyszłości nie jest egoistyczne co pięknie pokazał Green.

   Mnie zauroczyła już dedykacja znajdująca się na 3 kartce przynajmniej w moim egzemplarzu, co jest absolutnym rekordem. 

                 Była pora przypływu. Holenderski Tulippan stał zwrócony twarzą do oceanu. 
                 - Łączy, odpowiada, truje, odkrywa i maskuje. Popatrz tylko nadchodzi i odchodzi,                              zabierając wszystko ze sobą.
                 - Co to takiego? - zapytałam.
                 - Woda - odparł Tulippan. - No i czas.
                                                                                  Peter van Houten, Cios udręki

Przez cały czas czytania książki byłam przekonana, że "Cios udręki" istnieje i gdy tylko skończę "Gwiazd naszych wina" będę mogła popędzić do księgarni i zanurzyć się w ulubionej lekturze Hazel Grace. Nie do opisania było moje zdziwienie jak i zdruzgotanie gdy wpisałam w Google tytuł, autora, a tam NIC jedno wielkie NIC. I wtedy poczułam się zupełnie jak bohaterzy, którzy marzą aby się dowiedzieć co stało się z Anną, jej mamą, Holenderskim Tulippanem i chomikiem Syzyfem. Tylko, że ja nie miałam możliwości przeczytać nawet jednej strony i właśnie wtedy poczułam cios udręki.

  Czytając "Gwiazd naszych wina" poczułam się jakbym została zaproszona do serc i umysłów Hazel i Gusa dwojga nastolatków, którzy znaleźli miłość swojego życia lecz nie mieli czasu jej pielęgnować, zwiedzić cały Amsterdam i spędzić ze sobą reszty życia. Szczerze mogę powiedzieć, że wraz z Gusem umarła cząstka mnie i narodziło się wiele myśli, które nie opuściły mnie mimo zakończenia ksiażki.

poniedziałek, 29 września 2014

GRA O TRON

George R.R. Martin

     O czym może opowiadać "Gra o tron" jak nie o grze o tron. Spiski, intrygi, zdrady, sekrety. W książce Georga R.R. Martina z rozdziału na rozdział jest ich coraz więcej. Dodatkowo magia, smoki, wilkory, Inni i inne cuda niewidy. Wszystko to tworzy krainę Siedmiu Królestw.
     Zazwyczaj gdy zaczyna się książkowy, filmowy lub serialowy szał stoję z boku tego wszystkiego, ponieważ albo przeczytałam tą książkę już dawno albo po prostu uważam, że to nie jest w moim typie i nie zamierzam męczyć się z czymś czego nie trawię. Z "Grą" postąpiłam według drugiego sposobu... niestety. Mimo że czasy rycerzy, królów, mieczy i honoru nie są moją ulubioną epoką w powieści Georga R.R. Martina całkowicie się zakochałam. Zawdzięczam to mojemu koledze, który wpadł w serialową modę "Gry o tron" od razu gdy tylko pojawiła się na kanale HBO. Gdy skończył się pierwszy sezon od razu zaczął lekturę cyklu Pieśni Lodu i Ognia. Ja miałam podobnie, ale po końcu 4 sezonu... z. Po godzinach męczenia komputera i oglądania serialu zaczęłam czytać książkę.

     Na początku bałam się, że znajomość fabuły popsuje cały urok czytania, lecz książka miło mnie zaskoczyła. Mimo znajomości wydarzeń, BA! nawet zakończenia z przyjemnością chłonęłam lekturę. Chociaż jak każdy mam swoich ulubionych i mniej ulubionych bohaterów (Joffrey), wszystkich w jakiś sposób lubię (oprócz Joffrey'a), toleruję (oprócz Joffrey'a) i od każdego można się czegoś nauczyć (oprócz Joffrey'a). W tej powieści nie ma charakterów bezpłciowych, wszyscy wywołują w czytelniku pozytywne lub negatywne emocje. Autor w powieści fantastycznej przemyca treści o charakterze uniwersalnym, mające odniesienie do naszego tu i teraz. Mamy w niej warstwę psychologiczną, duchową i materialną - Martin żongluje nimi w sposób mistrzowski. Doskonałe narracje, świetne opisy, zdolnie przeprowadzone dialogi i w końcu gdy myślimy, że rzecz się kończy, orientujemy się, że tak naprawdę gra się zaczyna. GRA O TRON!

     Szczerze oświadczam, że muszę dołączyć do grupy zadowolonych czytelników. Jakieś zastrzeżenia? Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że dla mnie książka jest napisana mistrzowsko. I mam nadzieję znaleźć w kolejnych tomach więcej "diabłów" (odsyłam do podziękowań autora).