piątek, 3 października 2014

GWIAZD NASZYCH WINA

John Green

   Śmierć to bardzo trudny i drażliwy temat, jednak wielu pisarzy decyduje się podjąć wyzwanie i poruszyć ten temat w swojej książce. Niestety z różnym skutkiem, ponieważ nie trudno popaść w banał. John green podjął się trudności tego zadania. Napisał powieść, która miała na celu ukazać życie osób chorych na raka takie jakim naprawdę jest. Jakby tego było mało zdecydował się zaadresować książkę do młodych czytelników.
   Historia opisana w książce z początku wydaje się prosta, zupełnie podobna do innych. Hazel Grace Lancaster ma 16 lat i raka, na grupie wsparcia spotyka chłopaka osiemnastoletniego Augustusa Watersa. Nie da się ukryć, że to nie jedyna powieść o śmiertelnej chorobie wśród nastolatków, a także o ich pierwszych miłosnych uniesieniach. Lecz jest coś co ja wyróżnia. Podejście Greena do tematu raka. Autor nie upiększa życia bohaterów, pokazuje jaka naprawdę jest codzienność ludzi z nowotworem. Nie pokazuje też nastolatków z chorobą rakową jako stulatków, którzy pozjadali wszystkie rozumy i nic na świecie nie zdoła już ich zaskoczyć, co w tego typu opowieściach jest bardzo częste. John Green pokazuje w książce prawdziwe życie, które nie zawsze ma szczęśliwe zakończenie, lecz mimo tego uczy nas, że można szczęśliwie brnąć przez kolejne dni, aż nadejdzie smutny koniec.

   Moją ulubioną postacią tej książki jest Augustus. Młody, przystojny, z dość osobliwym humorem bohater. jego metafory złapały mnie za serce. Ponadto Gus uwielbia wygłaszać monologi wyrażające jego pojmowanie świata. Nie oznacza to jednak, że autor stworzył chodzący ideał, jemu też zdarzają się chwile słabości i zwątpienia.

   Green w swojej książce poruszył jeszcze jedną istotną rzecz. Większość rodziców dla swoich dzieci chce jak najlepiej, szczególnie gdy dzieje im się coś niedobrego. Lecz trzeba uważać by nie popaść w nadopiekuńczość, bo w pewnym momencie dziecko odejdzie, a fakt, że życie toczy się dalej jest dla niektórych zbyt trudne i przytłaczające. Myślenie o swojej przyszłości nie jest egoistyczne co pięknie pokazał Green.

   Mnie zauroczyła już dedykacja znajdująca się na 3 kartce przynajmniej w moim egzemplarzu, co jest absolutnym rekordem. 

                 Była pora przypływu. Holenderski Tulippan stał zwrócony twarzą do oceanu. 
                 - Łączy, odpowiada, truje, odkrywa i maskuje. Popatrz tylko nadchodzi i odchodzi,                              zabierając wszystko ze sobą.
                 - Co to takiego? - zapytałam.
                 - Woda - odparł Tulippan. - No i czas.
                                                                                  Peter van Houten, Cios udręki

Przez cały czas czytania książki byłam przekonana, że "Cios udręki" istnieje i gdy tylko skończę "Gwiazd naszych wina" będę mogła popędzić do księgarni i zanurzyć się w ulubionej lekturze Hazel Grace. Nie do opisania było moje zdziwienie jak i zdruzgotanie gdy wpisałam w Google tytuł, autora, a tam NIC jedno wielkie NIC. I wtedy poczułam się zupełnie jak bohaterzy, którzy marzą aby się dowiedzieć co stało się z Anną, jej mamą, Holenderskim Tulippanem i chomikiem Syzyfem. Tylko, że ja nie miałam możliwości przeczytać nawet jednej strony i właśnie wtedy poczułam cios udręki.

  Czytając "Gwiazd naszych wina" poczułam się jakbym została zaproszona do serc i umysłów Hazel i Gusa dwojga nastolatków, którzy znaleźli miłość swojego życia lecz nie mieli czasu jej pielęgnować, zwiedzić cały Amsterdam i spędzić ze sobą reszty życia. Szczerze mogę powiedzieć, że wraz z Gusem umarła cząstka mnie i narodziło się wiele myśli, które nie opuściły mnie mimo zakończenia ksiażki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz